RAW AIR! - Wojna w powietrzu -Cz.I
Prestiżowy turniej, który zawsze jest na przełomie każdego roku ma swojego rywala. Niemiecko-austriackie wydarzenie wpisało się mocnym akcentem, na karty dyscypliny sportowej. Przez długie lata nie myślano, żeby zrobić konkurenta dla Turnieju Czterech Skoczni. Po znakomitej i olśniewającej rywalizacji w 50 edycji, byliśmy zdumieni, gdy Sven Hannawald wygrał cztery konkursy podrząd. Kibice przeżywali podobne emocje w zeszłym sezonie, gdy Peter Prevc [czytaj: Prełc] zbliżył się do wyczynu wyśmienitego Niemca. Jak pamiętamy, wygrał trzy konkursy, tym samym został drugim Słoweńcem po Primożu Peterce, który zdobył wielkiego szlema. GLORIA VICTIS!
Norwescy działacze postanowili wymyślić sporego konkurenta dla historycznej imprezy. Wydali około 10.000.000 EUR by zrewolucjonizować i urozmaicić skoki. Każdy kij ma dwa końce... Niestety organizatorzy umiejscowili inaugurację w kalendarzu na końcu, gdzie zawodnicy na ogół są przemęczeni trudami sezonu.
Są to cztery skocznie (tak, jak w przypadku TCS), ale jest bardzo duża intensyfikacja, bo praktycznie nie ma żadnego dnia przerwy. Anders Jacobsen, Bjoern Einar Romoren dla telewizji NRK powiedzieli, że nigdy w historii skoków narciarskich nie było tyle konkursów dzień po dniu. Z kolei działacze podkreślają, że takie skakanie codzienne, to jest śmietanka dla kibiców. Po takim długim sezonie, czy to jest na miejscu? Dla zawodników to morderstwo, moim zdaniem powinni to zrobić wcześniej, ale gdzie? W styczniu, gdzie miejsce jest zarezerwowane dla Polski? W lutym mistrzostwa świata... To kiedy? Jedynie w marcu!
Oslo, Lillehammer, Trondheim, Vikersund te cztery miasta podjęły się organizacji pierwszej edycji turnieju RAW AIR! 10 dni rywalizacji, sesja kwalifikacyjna wliczana do punktacji końcowej turnieju, kilku godzinowe przejazdy autokarami z punktu A do punktu B... Trochę, jak zadanie do wyliczenia z geografii? Absolutnie, tak! Pomiędzy Vikersund a Trondheim jest aż 527 km, zawodnicy musieli specjalnymi autokarami, z emblematami turnieju przemierzyć sporo drogi, by przedostać się do miejscowości, w której odbywały się zawody.
Na początku był konkurs drużynowy w Oslo-Holmenkollen, w którym to zdecydowanie reprezentacja Austrii wiodła prym, jak za dawnych lat.
W bardzo trudnych warunkach był rozgrywany konkurs. Mgła spowiła cały zeskok. Przypomniał mi się konkurs z 2003 r. ten pamiętny, gdzie były identyczne warunki, ale nasz Orzeł wzbił się ponad to i wygrał konkurs po raz drugi w Oslo.zaliczany do Turnieju Nordyckiego. My, zaś doskonale pamiętamy datę 17.03.1996 r. gdzie po raz pierwszy Adam Małysz wygrał konkurs!
"Królu Holmenkollen..." - tako rzekł Włodzimierz Szaranowicz, gdy Adam kończył swą przebogatą karierę... Pięciokrotnie wygrywał na skoczni w Oslo. Król Harald V mianował najwybitniejszego polskiego skoczka m e d a l e m Holmenkollen w 2010 r. Tradycją na tej legendarnej skoczni jest to, że w niedzielne po południe gości na niej król Norwegii, wraz z małżonką. Skocznia jest usytuowana blisko fiordów, więc nie dziwne to jest, że ta mgła bardzo utrudnia przeprowadzenie konkursu. RAW AIR! miało tam swój debiut. (Przysięgam będzie osobny post o Holmenkollbakken! I to nie krótki) Tak też było i w tym roku, mgła zupełnie przykryła rozbieg i bulę skoczni. Z trudem oglądało się, ale organizatorzy stanęli na wysokości zadania. W tamtym konkursie drużynowym, tak jak na zdjęciu, takie właśnie było podium. Polska reprezentacja tuż po zdobyciu złotego medalu w Lahti nie schodzi z podium. Ba! We wszystkich konkursach drużynowych sezonu stawaliśmy na podium. Ciekawe jak będzie w Planicy?... W konkursie indywidualnym zwyciężył Stefan Kraft, odbierając koszulkę lidera Kamilowi, który był 18.

Komentarze
Prześlij komentarz