Barwna historia sprzed 47 lat...
Jeśli prawdziwy kibic skoków narciarskich w Polsce nie wie, co się wydarzyło dokładnie 47 lat temu - znaczy to, że jest prawdziwym głąbem i cepem. Historia skoków narciarskich po 1938 r. po fantastycznym konkursie w Lahti, gdzie Stanisław Marusarz przegrał o 0,3 punktu złoty medal z Norwegiem, musiała czekać na swoje złote chwile. Akurat w tym przypadku nie pomyliłem się z tym terminem: "złote", nic nie dzieje się bez przyczyny.
Pierwszym medalistą olimpijskim w Chamonix był Jacob Tullin Thams, ponoć była to gwiazda największa przed erą Birgera Ruuda. Przypomnę, że w cyklu 1932-1936 w Lake Placid i Garmisch-Partenkirchen nie miał sobie równych na Igrzyskach Olimpijskich. W tym czasie, po drugiej stronie sportu, święcili triumfy Janusz Kusociński, Stanisława Walasiewiczówna (a nie jak podaje Wikipedia: Walasiewicz). Było to w Amsterdamie i Los Angeles, odległa historia. Zaś po 28 latach pewien Patronat "Zawiszy" w Bydgoszczy w Rzymie 1960 r. zdobył złoty medal w biegu na 3000 m z przeszkodami. Przypomina mi się pewien wywiad dla Orange Sport (chyba?) Włodzimierza Szaranowicza, który wspomina, że ten bieg olimpijski natchnął go, do bycia sportowcem, komentatorem sportowym. Tyle teraz historii mi się przypomniało, ale... Notabene chciałem tylko wprowadzić moich Odbiorców w klimat olimpijski, który podczas dzisiejszej daty jest odczuwalny, aż za bardzo... A więc... Jeszcze muszę przypomnieć postać, która dla polskiego sportu wniosła trzy złote medale olimpijskie. W dniu 29 VI 2018 r. podczas mundialowego studia, otrzymaliśmy wiadomość, że Ikona nie żyje... Chylę w tym miejscu czoło antenie TVP Sport, która to podczas mundialowego studia, poświęciła kilkadziesiąt minut wspomnień o Pani Irenie Szewińskiej. To jest nieskazitelna ikona polskiej lekkiej atletyki, tak samo jak Jacek Wszoła, Władysław Kozakiewicz i Ci, których wymieniłem we wcześniejszych zdaniach. Ten długi wstęp ma uzmysłowić każdemu jednemu, jak ważny jest sport w sercach Polaków, a także w polskich sercach...
On był duszą i ciałem oddany
nartom - mówiła matka Wojciecha Fortuny w reportażu z 1980 roku. -
Wiedziałam, że dla niego nie ma życia bez nart... - polskieradio.pl
Dzisiejsza rocznica zobowiązuje do przypomnienia historii rodem z Japonii, człowieka, który jako nieznany dotąd sportowiec, wygrał Igrzyska, a tym samym zdobył popularność na zawsze!
Ten tłum czekał na kogoś innego, bowiem w szczytowej formie był wówczas Yukio Kasaya, to ON miał uszczęśliwić Japonię. Niestety, legendarne 111 m przekreśliło jakiekolwiek szansę Samuraja na złoty kruszec, Kraj Kwitnącej Wiśni poniósł sromotną klęskę...
W Polsce te wyniki przeszły bez większego echa, telewizja i radio
uznały, że nie warto przeprowadzać bezpośredniej relacji. Tak naprawdę
konkurs z zapartym tchem śledziła głównie Japonia. Miejscowy idol Yukio Kasaya - przy 50 tysiącach na trybunach - miał dołożyć drugie złoto. Tymczasem Yukio Kasaya ponosi przegraną Igrzysk Olimpijskich, jednak to nie była sytuacja rodem z Sarajewa 1984, kiedy to Primoż Ulaga był kandydatem do złota, a wygrał nieodżałowany Matti Nykanen... O tej postaci nie może zabraknąć dwóch słów na mym blogu... Taka mała autopromocja!
Komentarze
Prześlij komentarz