Wspominamy wybitne osobowości ze świata skoków narciarskich/Rocznica śmierci S.Marusarza

Wielu z obserwatorów strony pomyśli, że zaniedbuję ten blog, że nic na nim się nie pojawia. Wcale tak nie jest, ponieważ ja jestem z aktualnościami na bieżąco, i staram się kumulować je, byście mieli co czytać i posyłać dalej. Jednak to nie nastąpi dziś. To kompendium wiedzy przełożę na następny tydzień, ażeby było wszystko w jednym ciągu, tudzież: w jednym miesiącu - wraz z inauguracją sezonu zimowego. Chcę jednakowoż przypomnieć, że zbliża się dzień, w którym tak bardzo myślimy o tych, którzy odeszli w rodzinie, jak i o zmarłych ze świata skoków narciarskich. Również dziś, chcę uświadomić kilkoro z czytających, że wczoraj minęła XXV rocznica śmierci pierwszego medalisty mistrzostw świata, sławnego Zakopiańczyka, który ma biografię, nadającą się na opowiastki historyczne. O kim myślę i piszę? Przekonacie się, czytając ten artykuł, nic prostszego!

Choć odeszli z tego świata, pamięć o nich nadal trwa. Czas Wszystkich Świętych, skłania do przemyśleń i wspominek o naszych bliskich, o znanych osobistościach, sportowcach, którzy na polski światopogląd wpłynęli dość znacząco, nie tylko sportowo... Kiedyś wyczytałem w sieci, że te osoby, które startowały na IV Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, w czasie II Wojny Światowej stawały się "tanią siłą roboczą", lub po prostu - zabici. Nie wiem ile w tym prawdy, ale jak podają pewne, rzetelne źródła, to aż jeży się włos na głowie - mówiąc kolokwialnie.
Wiele z czytających pomyśli: co ten wstawia? To jest blog o skokach, a tu jakiś nieprzydatny budynek... Mylicie się. To jest bardzo ważny budynek, jeżeli chodzi o polską historię skoków narciarskich. Gro z krakowiaków wiedzą co znaczy ul. Montelupich numer 7. Podczas II Wojny Światowej panowało tam ciężkie więzienie, do którego m.in. trafił Stanisław Marusarz. Bito, katowano więźniów, zaganiano do pracy, zazwyczaj pod ziemią, lub przy piecach, żeby szybciej się wycieńczali. Ale nie Marusarza. Bowiem niemieccy żołnierze mieli chytry plan na polskiego skoczka... "Esesmani niemal bezustannie bili, szturchali, opluwali (...) Nawet najdrobniejszy odruch sprzeciwu groził nieobliczalnymi skutkami." Absurdalną rzecz wymyślili niemieccy oficerowie dla Marusarza, w 1940 r. Podczas, gdy obóz nazistowski startował na olimpiadzie w Garmisch-Partenkirchen, był w kompletnym dołku formy, a Polak był na krzywej wznoszącej, czym dał dowód dwa lata później w Lahti, DSV (Niemiecki Związek Narciarski) chciał obsadzić Polaka w funkcję trenera kadry. Oczywiście polski sportowiec kategorycznie odmówił propozycję z Zachodu. Oni potem oferowali mu pomoc, że wyjdzie na wolność, jednak nie skusił się na to, zrobił coś innego... W piękny sposób to opowiedział Piotr Machalica w dokumencie zrealizowanym przez Telewizję Polską
Tym razem również się przydały zdolności i umiejętności skoczka narciarskiego. Bowiem gnębiony polski zawodnik, chciał się wydostać z pułapki, jaką była cela, wyskoczył z okna, które było umiejscowione, na wysokości bodaj 7,5 metra. Wstał, otrzepawszy się z ziemi, wyruszył w kierunku Szczybrskiego Plesa, jednak i tym razem też zwiodła go intuicja. Niemieckie Gestapo dało znać na granicy polsko-słowackiej, by przechwycili Stanisława i zawrócili go na krakowskie ziemie. 
Po latach Marusarz wspominał pewien dzień, w którym żegnał się z życiem. W miesiąc od skazania go na śmierć, esesmani wywieźli go do podkrakowskiego fortu w Krzesławicach, o którym wiedziano, że jest miejscem egzekucji więźniów. Tam, wraz z grupą kilkunastu innych nieszczęśników ustawiono pod podziurawionym kulami murem, po którym spływała krew. Esesmani stali z karabinami gotowymi do strzału, salwy jednak nie oddali."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuusamo/Ruka - wietrzna loteria

Poruszający wywiad, z człowiekiem, który jest dyrektorem...

Halo, Włodku! - Benefis Włodzimierza Szaranowicza.