RAW AIR! Tour de Norwegia/Tour de Stoch!

  Chciałoby się zacytować pewnego komentatora, który w 2009 r. podziwiał próby przedolimpijskie w Vancouver. Lecz mówią, że co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr... Czy zatem w sporcie, jakim są skoki narciarskie liczy się analogia, historia, mentalność? Na te dwa czynniki nie znajdę odpowiedzi, zaś na mentalność, która niesie za sobą odporność psychiczną, a i owszem. Wielu znanych sportsmenów świata praktykuje taką metodę, że wraz z najwyższą formą, idą jak szaleni po jak najwięcej. To właśnie wtedy możemy zaobserwować szturm na pozostałe nację. Mam w tej chwili przed oczyma sztafetę jamajską, wraz z legendą - Usainem Boltem, na londyńskiej arenie przegrał ze wschodzącą gwiazdą - Wayde van Niekierkiem. Tak też jest w skokach, jeden zawodnik zawodzi, podczas, gdy następni są na czołowych lokatach. Mam na myśli wtorkowy konkurs w Lillehammer, gdzie po raz pierwszy w historii mieliśmy taki obrazek po pierwszej serii:
      Czytam pod tym zdjęciem: "Mistrzostwa Polski w Lillehammer rozstrzygnięte!" Trudno się z tym nie zgodzić, ponieważ po raz pierwszy w historii w polskich skokach zdarzyła się taka sytuacja! Całe podium Polaków! Nie byłbym sobą, gdybym nie znalazł analogii, gdzie jeszcze tak było po dwóch seriach. Pamiętne... O, ironio! Lillehammer 2016 r., gdzie Kamil Stoch i Maciej Kot stanęli na najwyższych stopniach podium. Zapachniało historią, ale tylko po pierwszej serii, bowiem Stefan Hula de facto ukończył konkurs na ósmej lokacie. Żal? Niedosyt w pełni? Zdecydowanie, ale nie należy dramatyzować. Boć w końcu sezon chyli się ku końcowi, ale jeszcze jest kilka konkursów indywidualnych i pokażą na co ich stać! W klasyfikacji generalnej układa się dla nas wprost wymarzony sposób. Kamil Stoch jest w rewelacyjnej formie, norweska gazeta nie śpi... Ale o tym za chwilę napiszę! Stoch, niczym Małysz w 2001 r. Przypomniał się legendarny konkurs w Trondheim, gdzie Adam skoczył poza granice marzeń? O takich potyczkach nie wolno zapominać, bo tworzą kanon skoków narciarskich w polskich wyobrażeniach, i polskiej historii.
     W mym ukochanym Radiu, którego pozwolę sobie nie wymienić, z racji takiej, że to jest spółka prywatna, przypomniany został komentarz Szaranowicza do skoku naszego mistrza. Być może to jest błazenada, co teraz powiem, ale za każdym razem, gdy słyszę mowę z pożegnania Małysza, jestem poruszony nią. Momentalnie słyszę piosenkę "Lubię wracać tam, gdzie byłem"* w wykonaniu ś.p. Zbigniewa Wodeckiego, i mam w głowie kilkanaście zwycięskich skoków. Adama nie da się pobić, to był fenomen polskich skoków, polskiego sportu... Teraz przechodzę do meritum tegoż akapitu, bo jak zwykle popadłem w dygresję... 
    "Polacy w pierwszej serii wytapetowali podium, ale ostatecznie trudem wdrapał się na nie Johansson. Stoch z kolei w drugiej serii brutalnie dobił rywali." -  dla dziennika "Verdens Gang". Z kolei austriacka prasa rozwodzi się nad Stefanem Horngacherem, który dla TVP powiedział, że nigdzie się nie wybiera. Polska to kraj, który ma sześciu bardzo dobrze dysponowanych zawodników, i chce kontynuować współpracę. A przecież tamtejszy Związek Narciarski pragnie, by to Horngacher trenował ich zawodników! Zadra w Austrii?
*http://historiaija.blogspot.com/2018/03/spotkanie-z-pegazem-117-wojciech.html
Ukochany, przyjacielski blog... Ukochany nauczyciel, pozdrawiam!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuusamo/Ruka - wietrzna loteria

Poruszający wywiad, z człowiekiem, który jest dyrektorem...

Halo, Włodku! - Benefis Włodzimierza Szaranowicza.