Nowy sezon, nowe nadzieje.
To już tylko 5 dni zostało do pierwszego machnięcia flagą Polską, która w tym roku będzie mieć nowego właściciela, ale po kolei... Po historycznym sezonie Kamila Stocha, w kadrze Stefana Horngachera, zaczęły się spekulacje, czy, aby na pewno zostanie pierwszym trenerem kraju nadwiślańskiego. W Planicy AD 2018 nastąpiła kumulacja emocji, spowodowana ową sytuacją. Okazało się, że zostanie, ale tylko na rok z zaznaczeniem, że być może w przyszłym roku odejdzie. Media w tym czasie nie spały, podgrzewały atmosferę. Pamiętam nagłówek w telewizji niemieckiej Sportschau, mówiący o tym, że w tym sezonie nie udało się, ale w przyszłym sezonie będzie to oczywistością. Kibice polscy chcieli nawet petycję napisać do Polskiego Związku Narciarskiego, żeby został trener u nas w kraju. Po zakończeniu sezonu nastąpiła błogość połączona z wielką radością - jednak zostaje!...
W czasie letnich przygotowań, można było usłyszeć głosy, że Dawid Kubacki zrobił progres formy i to on będzie odgrywał jedną z pierwszoplanowych ról w zimie. Och, ile takich "zajawek" słyszeliśmy szczególnie w obozowisku polskim, że któryś zawodnik wystrzeli z formą, zwłaszcza za kadencji Łukasza Kruczka (2008-2016)? Mnóstwo. Lecz tym razem to nie były plotki, tylko rzetelne zapowiedzi, które popsuł... meteoryt japoński, który zawładnął poolimpijską zimą. Wszak, taki talent rodzi się raz na "x" lat, aliści, porównywany do tuzów japońskich skoczków: Akira Higashi, Takanobu Okabe, Daiki Ito, czy weteran Noriaki Kasai. Prognostykiem wówczas były krajowe zawody, rozgrywane na igelicie w Sapporo, ponieważ wygrał z drastyczną, ogromną przewagą nad konkurentami. Społeczeństwo "skokowo-narciarskie" myślało, że wraz z upływem czasu, jego forma będzie słabnąć i wtedy zaczną się odgrywać Polacy, czy niemiecki zawadiaka - Markus Einsenbichler. Niestety, tylko, może aż? Na Mistrzostwach Świata w Austrii, został zdetronizowany, a zwłaszcza w historycznym konkursie w Seefeld, chyba nie muszę nic dodawać?
Dominator Letniej Grand Prix, w pełnej krasie! Wyobraźcie sobie Państwo, że Dawid wygrał tą gratyfikację w zaledwie czterech startach indywidualnych, na osiem w sezonie. Pozycja ta uosabia potencjalnych kandydatów do choć jednego zwycięstwa zimą. Szaflarowianin ma ich jedno, wywalczone w Val di Fiemme na skoczni Trampolino dal Ben. Do tego sezonu - jak mówi zainteresowany, przystępuje z dobrym nastawieniem - metoda "co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr" jest w pełni adekwatna, żeby z "chłodną głową" przystąpić do zimy 2019/2020!
Niech się dzieje!...
Niech się dzieje!...
Komentarze
Prześlij komentarz