Echa wiślańskiej inauguracji...
Beztroski czas leniuchowań, bujania w obłokach, urlopowania za nami. Przeminęło z wiatrem - cytując znany tytuł filmowy. Czas spędzony na wyspach Kanaryjskich, Bali, przez niektóre nacje przeznaczony został na ciężki, motoryczny trening. Różne metody treningowe zastosowany przez różne nacje, skutkuje tym, że są w innym momencie formy od pozostałych. Ktoś zapyta: (przytomnie) czy to dobrze? No, nie mi to oceniać. Poza tym... Cóż ja wiem o metodykach treningowych poszczególnych państw? Jestem maluczkim fanem skoków narciarskich, spośród setek tysięcy, jak nie milionów w Europie. Liznąć można wiadomości pochodzących z wszędobylskiej sieci, ale tu też zachodzi pytanie, czy one są wiarygodne. Parafrazując greckiego filozofa Sokratesa: "Wiem, że nic nie wiem". To oznacza, że snucie domysłów, podejrzeń nie ma jakiegokolwiek sensu, bo i tak z pustą głową odchodzimy od mediów społecznościowych, tudzież Twittera w tym przypadku. O formie biało-czerwonych mówiło się, że są w bardzo dobrej formie tuż przed Letniej Grand Prix, ale wiadomo... tory ceramiczne, to nie to samo, co lodowe!
Tory lodowe w Wiśle, były priorytetowym wymogiem Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, by inauguracja sezonu doszła do skutku w trzecim weekendzie listopada. Pamiętamy sezon 2017/2018, gdzie Junshiro Kobayashi wygrał inaugurację. Był to dobry prognostyk japońskich skoków narciarskich, wskrzeszenie ich mocy od pamiętnych igrzysk z końca lat 90. ubiegłego stulecia z Nagano. Pamiętny skład: Okabe, Saito, Harada, Funaki wywalczył złoto olimpijskie, a mogło być inaczej, ponieważ dzisiejszy trener japońskich skoczków Masahiko Harada w ostatniej serii kompletnie zawalił skok, czym skutkowało to obejściem się smakiem złotego kruszcu. Dwadzieścia lat później Kraj Kwitnącej Wiśni ma nowego idola, który to poprzedniej zimy zawładnął całym światem narciarskim.
Ryoyu Kobayashi crem de la crem poprzedniego sezonu. Idol japoński, który nawet gościł u samego Cesarza, co w tamtych krańcach świata jest niezwykłą nobilitacją dla mieszkających. Toteż nie pozwoliło samemu zawodnikowi odpocząć po męczącej zimie, wszak ciągłe rozjazdy w Japonii odbiły się na fizyczności, ale... W maju ponownie został uhonorowany przejściem do sławnego klubu "Red Bull Team", co od razu kojarzy się z potęgami skoków narciarskich. (Warto zaznaczyć, że ON przeszedł z klubu Snowboarding Ski Team, ze zmianą trenera klubowego Janne Vatainena na Richarda Schallerta) Takich, jak: Adam Małysz, Thomas Morgenstern, czy Gregor Schlierenzauer wywindował ich karierę w sposób niemożebny, i ich droga sportowa była usłana różami, czy tak również będzie z Samurajem? To się okaże w najbliższych tygodniach!
To tyle tytułem wstępu, a teraz przejdźmy do tego, o czym jest mowa w tytule artykułu, czyli o Wiśle. De facto słodko-gorzkiej Wiśle, ponieważ w sobotnim konkursie drużynowym podopieczni Michała Doleżala zajęli trzecie miejsce ustępując drugiej Norwegii i powracającej do łask Austrii. Podopieczni Andreasa Feldera dość intensywnie i indywidualnie trenowali, jak wspomniałem wcześniej i tego przychodzą efekty. Współpraca Wernera Schustera z Gregorem Schlierenzauerem, który podjął w tym sezonie, przynoszą pożądane efekty. Bowiem wskrzesił dawny blask geniusza austriackiego skoczka. Panowie, znają się od gimnazjum w Stams, współpracował z nim od początku kariery. W okresie przygotowawczym sam Werner Schuster zasugerował chęć współpracy, mówiąc, że Gregor ma jego numer prywatny, może w każdej chwili zadzwonić do niego, a Schuster przyjmie go z otwartymi ramionami. A w Planicy wspominał o nowych bodźcach, tak, więc do pracy Trenerze!
Czemu słodko-gorzka? Może powinienem użyć terminu: niebezpieczna, przypominająca Rukę? Wcale bym się nie pomylił, ponieważ niedzielny przedpołudniowy konkurs okazał się katastrofą! Upadek Piotra Żyły z rozciętą, krwawiącą głową wprawiło w zakłopotanie sztab i kibiców, przemknął przed kamerami TVP, by dostać się do karetki. A to nie był jedyny upadek konkursu, lecz nie będę każdego wspominać. Osłodził Nam ten skokowy spektakl Kamil Stoch, wdrapując się na trzeci stopień podium, zaś Dawid Kubacki był siódmy.
Tak, oto Piotr Żyła wyglądał po upadku... Bez komentarza...Miłego dnia/wieczoru!
Komentarze
Prześlij komentarz