Piękny jubileusz!

Takich jak: Halina Konopacka, Zdzisław Krzyszkowiak, czy obok młodej Ireny Szewińskiej, która jako czternastoletnia dziewczyna, miała fenomenalne predyspozycje do tego, aby stać się gwiazdą światowej lekkiej atletyki..." - tak wspominał rozpoczęcie swej przygody ze sportem, po latach dzisiejszy Szanowny Jubilat. Wielka ikona polskiego mikrofonu, która niegdyś była też i zawodnikiem, aktywnym sportowcem, ale niestety... Kontuzja łękotki (?) pozbawiła dalszego rozwoju młodego człowieka, zawodnika AWF w Warszawie, przekreśliła jakiekolwiek szanse na to, by zostać czynnym sportowcem. W sukurs tych wydarzeń, postanowił iść na studia dziennikarskie, bo jak sam zainteresowany wspomina: "Pamiętam z radia, relacje z Igrzysk Olimpijskich w Rzymie. 1960 rok. Słuchałem relacji z biegu na 3000 metrów z przeszkodami, w którym startował Zdzisław Krzyszkowiak, a za mikrofonem siedział ś.p. Bohdan Tomaszewski. Niesamowita to była gadanina, on z niewielu umiał tak przedstawić daną sytuację, że mogło się poczuć, jakbyśmy tam byli..." Po tym moje uszy usłyszały piękne wspomnienie, nastolatka, które mnie chwyciło za serce. Co da się usłyszeć, nie da się tego zapomnieć. Nigdy. Mianowicie: "Wybiegłem na ulicę. Pobiegłem wzdłuż Nowego Światu, krzycząc, że Polska ma kolejne złoto. Wtedy przeżyłem metamorfozę mentalną i powiedziałem sobie: Ja też pojadę na Igrzyska Olimpijskie!" Miał Jubilat szczęście, bowiem natrafił na złote czasy polskiego sportu. Niczego nie ujmując współczesnym, też są dobre! Kiedyś sobie myślałem, że chciałbym przeżyć czas Małyszomanii, byłem zbyt mały, by to pamiętać. Szkoda... Jak śpiewa klasyk: "Ale to już było i nie wróci więcej..." (A.Sikorowski) Coś mija bezustannie, czas "Nie liczy godzin i lat", lecz to, co zapamiętamy pozostaje na zawsze. Pamięć jest porównywalna z szufladami, w której mieścimy mnóstwo rzeczy, a potem o nich nie pamiętamy.
Włodzimierz Szaranowicz (Vladimir Šaranović) - urodzony 21 marca 1949 r. w Warszawie. Rodzicielka Pana Włodzimierza wywodziła się z czarnogórskiego miasta Cetyni (proszę, nie mylić z Cedynią, gdzie w 972 r. Polska zwyciężyła bitwę historyczną! Kontekst historyczny, jak najbardziej wskazany.) zaś Ojciec z okolic Podgoricy, obecna Czarnogóra. Pech chciał, że w 1948 roku wybuchła sławna wówczas Wojna Domowa. Oczywiście nie mogło być inaczej, wyemigrowali do powojennej Polski, konkretniej do wspomnianej stolicy, gdzie tam się osiedlili. Wiadome było, że rząd radziecki był dyktatorem w naszym kraju i musieli Polacy się podporządkować, tymże... represjami, do 1953 r. do upadku Stalinizmu. Jak sam mówił w wywiadzie, Ojciec musiał iść dzielnie walczyć o honor rodu Šaranović, bo podobno w tamtejszym kraju był to popularny rodowód.
Powracając do sportu, też wspomina złote chwile w Tokio, Meksyku, Montrealu. Przy tym ostatnim się na chwilę zatrzymam, ponieważ komentarz z lat 70. XX w. robi wrażenie na dwudziestoletnim mężczyźnie, komentarz, jest tak niezwykły, że może stanowić pewną klamrę pokoleniową... Dlaczego? Gdyż tu się ścierają dwie różne osobistości, tak ważne w historii polskiego sportu i telewizji, że muszą paść wybitne słowa. "Ostatnia prosta. Już tylko Irena. Już tylko ONA" - to zdanie wypowiedziane przez legendę mikrofonu ś.p. Bohdana Tomaszewskiego na montrealskich igrzyskach pokazuje, jak korespondent radiowy, utożsamia nas oglądających z tą, niegdyś, wybitną biegaczką. Nie, nie będę zmyślać, że to wydarzenie przeżyłem, bo bym musiał się urodzić przynajmniej 30 lat wcześniej, by móc to swoimi słowy zrelacjonować. Kolejne igrzyska, kolejna barwna historia... Jednak, zanim o tym opowiem, chciałbym się cofnąć do XI Zimowych Igrzysk Olimpijskich - Sapporo 1972. Nie tak dawno, Telewizja Polska wyemitowała dokument o złotym skoku Wojciecha Fortuny z całą otoczką sportową. Sęk tkwi w tym, że nie od razu chciano dać mu na dekoracji medalowej zdobyty medal, dlaczego? Ówczesna władza (KC PZPR) przez długi czas nie chciała sprowadzić do Polski złota olimpijskiego, uważano to za żart, który był dziełem przypadku... W tym dokumencie brał też udział Pan Włodzimierz, który powiedział, że o poranku nie dowierzali Polacy z relacji radiowych o złocie. Że dziewiętnastolatek z Zakopanego zdobył mistrzostwo olimpijskie (używając nomenklatury obecnej). "Oczy przecieraliśmy ze zdumienia!" Minęły blisko cztery lata, kiedy to razem z kolegami ze studiów (czytaj: Dariusz Szpakowski, Henryk Urbaś) odbywali praktyki w Polskim Radiu, a za nauczycieli swych mieli od profesji komentatorskiej Bohdana Tomaszewskiego, Bogdana Tuszyńskiego, natomiast od wymowy, znakomitego aktora polskiego kina Gustawa Holoubka. Jeśli idziemy latami Igrzysk Olimpijskich... W Moskwie 1980 r. Pan Szaranowicz był w kabinie komentatorskiej, ale nie komentował konkursu lekkoatletycznego na Łużnikach. Jak wcześniej wspomniałem, generacja osób Włodzimierza miała niesamowite szczęście od Boga, ponieważ móc przeżyć taki konkurs to jest eksplozja radości. W konkurencji skoku o tyczce, skakano po 5,40 m co było wyczynem nie z tej ziemi, a przypomnę, że w tym roku na Halowych Mistrzostwach Europy w Glasgow, skakano ponad 6 metrów. Sport niesamowicie się rozwija... Gdy jego najgroźniejszy rywal z ZSRR skoczył, bodaj 5,35 m Rosja była pewna, że ma złoty medal, ale... Poprzeczka powędrowała na 5,40 i Wołkow niestety nie uzyskał tej odległości, a Pan Władysław dumnie skoczył i pokazał słynny Gest Kozakiewicza, który to dał dożywotnią popularność!
Kolejna dekada Wielkiego Sportu w wykonaniu polskich sportowców, ale po kolei. Po 1989 roku, po pierwszych pół-częściowych wyborach parlamentarnych, nadszedł czas na Letnie Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie 1992 i złoto w chodzie na 50 km Roberta Korzeniowskiego. O którym też nic nie wiem, z tego powodu, że jestem rocznik '98 i nie mam prawa tego pamiętać. Ale jak wynika z opowieści redaktora TVP, było to niezapomniane widowisko! Kolejne lata, kolejne wydarzenia sportowe.... Wspaniała generacja skoczków z Bredesenem, Funakim, Weißflogiem na czele walczyła o miano mistrza olimpijskiego. Po pasjonującej walce na Lysgardbakken szczęśliwy los wylosował mistrz olimpijski sprzed 10 lat - czyli Jens Weißflog. Pamiętne Sarajewo'84 w wykonaniu Pana Włodzimierza, które to zapisało się w mojej pamięci, jako najbardziej haniebne dla zawodnika? Faworyt był wszystkim znany - Primoż Ulaga, reprezentanta byłej Jugosławii, a obecnej Słowenii. Pierwszorzędny kandydat do złotego kruszcu. W pierwszej serii, oddał fenomenalny wówczas skok na odległość 91,5 m co dawało prowadzenie Słoweńcowi. Niestety, w drugiej kolejce nie było tak szczęśliwie, bowiem presja, która była nałożona na Ulagę była dość przesadzona. Gdy po wylądowaniu na telebimie pokazał się rezultat, kibice natychmiastowo opuściło stadion olimpijski, trochę żenujące zachowanie... Ale nie będę nikomu wypominał tego. Onegdaj, Pan Włodek pracował pierwszy rok w Telewizji Polskiej (od 1983 r.) jako jedyny podszedł do załamanego sportowca i przeprowadził z nim wywiad. Również teraz wypada podkreślić fakt, że wielki fenomen skoków fińskich zdobywał pierwsze szlify na arenie międzynarodowej zajął srebrne i złote miejsce. Nie będę teraz przytaczał różnych historyjek z kariery wielkiej legendy, bo to na kiedyś indziej sobie zostawiam...
Początek XXI w. należał do wybitnych osobowości polskiego sportu. Któż z Nas nie zna Adama Małysza, Kamili Skolimowskiej, Anity Włodarczyk, Kamila Stocha? Każdy, ale po kolei. Sezon w skokach narciarskich 2000/2001 przyniósł za sobą spore niespodzianki, bowiem starzy mistrzowie byli wciąż "w grze", ale pojawił się ktoś inny. Nowy. Komentator Krzysztof Miklas wówczas powiedział: "Orzeł wyleciał z gniazda i patronuje nad narciarskim niebie." - wyczytałem te słowa w pewnej książce, o której może coś kiedyś się pojawi na blogu. (Dygresja kolejna. Rzecz rozpoznawalna dla mnie?) Przez szereg lat, myślano, że osobowości Nykeanena nie da się przebić, on ma na koncie 46. zwycięstw w Pucharze Świata. Szczyt możliwości w skokach? Otóż nie, bo jak dowiódł na przestrzeni piętnastu lat Małysz da się odnieść ich 39. Jubileuszu zabrakło? Trudno. Nic więcej już z tym nie zrobimy. Jeśli chodzi o premierowe zwycięstwo, to przed czterema dniami obchodziło swoje 23. urodziny, bowiem miało to miejsce w Oslo, na wzgórzu Holmenkollen. W Lahti po 63 latach na Mistrzostwach Świata od pamiętnego triumfu Dziadka, stanął na podium i podobnie jak Marusarz bił się o złoto z Martinem Schmittem. Ostatecznie zgarnął dwa medale: srebro i złoto, współdzielił medale ze wspomnianym Niemcem. Zaś jako jedyny w historii wygrał trzy podrząd kryształowe kule. "Szogun" polskich skoków? Z pewnością tak, chociaż i tak w światowych statystykach skoków narciarskich, przoduje nazwisko Polaka. Nie może się obejść bez tego monologu...
Na
górze jest już Adam Małysz. Oczekiwanie wielkie. Królu Holmenkollen!
Przypomnij sobie najlepsze loty! Te fantastyczne pięć zwycięstw. Cztery
zwycięstwa na Mistrzostwach Świata! Adam Małysz! Po medal! Po radość dla
Polaków dzisiaj wszystkich! Daleko,
jest pięknie, jest medal! [...] Już nie będzie Adama Małysza na
następnych Mistrzostwach Świata. Pożegnanie Adama Małysza z
Mistrzostwami Świata… Sześć medali: cztery złote, jeden srebrny, jeden
brązowy, tu zdobyty jeszcze. Kilkanaście lat startów. Fenomen sportowy.
Powtarzalność sukcesów przez lata, przez dekadę, a przecież pierwsze
zwycięstwo w Holmenkollen odniósł tu, na tej skoczni jako
osiemnastolatek i było to przecież piętnaście lat temu. Coś
niewiarygodnego! Co tydzień siadaliśmy, jak do telenoweli, żeby właśnie
oglądać tę rywalizację. Fenomen socjologiczny! Ileż rzeczy można było mu
przypisać podczas tej kariery? Że można w życiu wygrać ewidentnie bez
układów. Że jest człowiekiem rzetelnym, solidnym, posłańcem wielkich
wiadomości, wielkiej nadziei. Zaczynał jako idol kryzysowy, który miał
nas prowadzić jako ambasador wspaniałego skoku cywilizacyjnego do
Europy. Fenomen społeczny. Przecież my, dzięki tym transmisjom, żyliśmy
życiem zastępczym. Był powodem ogromnej zbiorowej radości. Dał nam
wiele. Bardzo wiele... Mam nadzieję, że z tych młodych chłopaków, którzy
dzisiaj mają aspiracje, którzy oglądali Adama na całym świecie, jak
Mistrz Świata Gregor Schlierenzauer, który powiedział, że Adam go
natchnął. Że uwierzą, że nie zmarnujemy tego fenomenu, jaki się stworzył
przy oglądaniu skoków. Tego fenomenu popularności - 14,5 miliona,
rekordowa telewizyjna widownia, kiedy zdobywał srebrny medal w Salt Lake
City. Trzynaście przeszło milionów - Puchar Świata w Zakopanem. To Jego
ostatnie zwycięstwo i ta wielka radość nas, ludzi, którzy go
oglądaliśmy. Państwo przed ekranami krzycząc, skacząc... Ja także
krzycząc, skacząc... Po prostu... Było pięknie i coś się niewątpliwie
zamknęło, ale miejmy nadzieję, że w sporcie będzie jakaś próba
kontynuacji. Małyszomanii już nie będzie nigdy. Natomiast ważne, żeby
były sukcesy sportowe i żeby coś po Adamie trwałego, bardzo trwałego,
zostało. Dziękujemy Ci bardzo, Adam! Dziękuję Państwu. Do usłyszenia.
Dla mnie ten monolog jest czymś jedynym w swoim rodzaju. Nie wiem. Może jestem zbyt uczuciowy, bo łzy mi płyną, gdy sobie od czasu do czasu włączę na serwisie YouTube. "Fenomen socjologiczny. Ileż rzeczy można było Mu przypisać... Że można w życiu wygrać ewidentnie bez układów..." Swego rodzaju to jest Inwokacja Małysza.... Tak, o to zakończę ten artykuł poświęcony najlepszemu komentatorowi w historii polskiej telewizji:
Mistrzu. Dziękuję Ci za te wspaniałe lekcje historii, które nam wszystkim wpajałeś. Niezliczone słowa i emocje, które wypływały z Twoich strun głosowych, a my to chłonęliśmy, jak gąbkę. Jestem Tobie ogromne wdzięczny za to, że nauczyłeś mnie opowiadać i kochać sport całym sercem, w moim przypadku jest to niewykonalne... Jeżdżę na wózku, mam krzesełko rehabilitacyjne, ale mam doskonały słuch. Zapamiętuję najważniejsze informacje i staram się pisać o nich tu, na blogu. To Ty we mnie zaszczepiłeś bezgraniczną miłość do skoków narciarskich. Pan Bóg wiedział co robi, sprowadzając przed siedemdziesięciu laty taką doskonałą postać, jak Ty. Jesteś współautorem tego bloga..........................
Dziękuję, sto lat!!
Komentarze
Prześlij komentarz