Konkurs olimpijski z niespodzianką... cz. II

Imprezy o globalnym zasięgu, mają to do siebie, że pojawiają się niespodzianki. Osoby wywalczące na nich medale, rekordy życiowe, wpisują się dużymi literami na karty historii sportu o światowym formacie. Skoro jestem przy tematyce "kontrowersji olimpijskich", grzechem by było nie wspomnieć o historycznym pojedynku, rodem z lekkiej atletyki. Gwiazda Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich - Konstantin Wołkow miał zdobyć upragniony złoty medal na stadionie w Moskwie. Skok o tyczce jest zupełnie inny od skoku narciarskiego, ale zarazem podobny. Bowiem liczy się też odpowiednie wybicie nad tyczką, by złapać podmuch wiatru i "flow" w powietrzu, który wynosi zawodnika ponad granice marzeń. Skok jest krótszy od tego narciarskiego, ale ekstaza jest niesamowita, chyba porównywalna? Pojedynek był niesamowity, rekord świata wówczas był 5,17 m Wołkowa, Władysław Kozakiewicz pobił go na bodaj 5,21 m. W drugiej turze Rosjanin pobił ten rekord, było tak na zmianę, aż wreszcie Polak zrobił to, co miał do zrobienia i do ugrania, skoczył 5,35 m, zdobywając złoto Igrzysk Olimpijskich. Szok, złość, niedowierzanie opanowało Blok Komunistyczny, bowiem Bubka miał te zawody wygrać. Komentujący, wówczas Bohdan Tomaszewski, był oniemiały. Siedzący, wówczas za N-I-M Włodzimierz Szaranowicz, jak kilkanaście lat później, wspominał o tym, to, to było wydarzenie bezprecedensowe. Tomaszewskiego uczeń, był oniemiały powiedział: "Ja nigdy w tamtym okresie, nie widziałem takiego widowiska. Polacy byli oszołomieni tym wynikiem. W ciężkich czasach, polskiej mentalności to było potrzebne..."`
Do czego nawiązuje, jeśli chodzi o wiodącą dyscyplinę sportu na tym blogu? Sprawne oko Czytelnika zauważy, że poprzedni artykuł był o Salt Lake City 2002, a więc o roku olimpijskim, w sportach zimowych, to teraz... Następne, turyńskie igrzyska idą "pod lupę" i kolejna opowieść o sezonie olimpijskim 2005/2006. Nie, Proszę Pana od prawej strony, to był sezon po sławnych zwycięstwach na skoczni do lotów Kulm Adama Małysza u podnóża miejscowości Tauplitz i Bad Mittendorf! 
Sezon olimpijski był doprawdy interesujący. Na niemiecko-austriackich skoczniach trwał zacięty pojedynek, pomiędzy dwoma nietuzinkowymi zawodnikami. Jakub Janda i Janne Ahonen w Oberstdorfie stoczyli pasjonujący pojedynek, obaj byli w pierwszej piątce tamtych zawodów. Apodyktyczny wówczas Czeski Związek Narciarski, szczędził pieniędzy na rozwój skoków w tym kraju, gdzie głównym szkoleniowcem był Vasja Bajc ze Słowenii. Wychowanek mistrza olimpijskiego z '68 Grenoble, Jiriego Raski - Jakub Janda odbierał laury w tym sezonie, na podium w Engelbergu dwukrotnie, co dawało szansę na dobry występ w 54. Turnieju Czterech Skoczni. Wówczas, Bajc chwalił Jandę za nietypowy układ kolan na dojeździe do progu, co ułatwiało mu przejście do fazy lotu i nienaganna stylistyka lotu. Był perfekcyjny w tym, przypominał mistrza olimpijskiego z Nagano, Kazuyoshi Funakiego, gdzie otrzymywał 60 pkt za lądowanie i dodatkowe za odległość. Proszę zobaczyć lot i noty na Mistrzostwach Świata w Oberstdorfie 1998, lot perfekcyjny w każdym calu, ale to na inny artykuł może być temat. Garmisch-Partenkirchen było dość podobne, ale loteryjne, ze względu na warunki. Wiatr wiał przeważnie z boku do 1,5 m/s i ciężej było odlecieć tym, którzy nie byli w dominującej formie. Człowiek "Maska", był znany z mocarnego odbicia i w tych warunkach wykrzesał aż 124,5 m co było niezwykłym osiągnięciem...
W polskim obozie panowała nerwowa atmosfera. 40 dni do pierwszego konkursu olimpijskiego po Garmisch-Partenkirchen zostało, za mało. Przegrane Igrzyska, XX Zimowe Igrzyska Olimpijskie z kretesem. Małysz borykający się w okolicach czołowej "15" na średniej skoczni, gdzie przed czterema laty nie miałby sobie równych, gdyby nie Helwet --> odsyłam do części pierwszej. Mikka Kojonkoski, od czterech sezonów trenował Norwegów, gdzie był team sławy. Sigurd Petersen, Bjorn Einar Romoeren - rekordzista świata 239 m, Tommy Ingebrigsten, mistrz z Thunder Bay 1995 i młody wilczek Lars Bystoel. Ten ostatni, był już w Salt Lake City, w drużynie. Nie zrobił tym furory, ale za cztery lata zdobył coś, co jest marzeniem każdego sportowca - złoty medal olimpijski...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuusamo/Ruka - wietrzna loteria

Poruszający wywiad, z człowiekiem, który jest dyrektorem...

Halo, Włodku! - Benefis Włodzimierza Szaranowicza.