Powrót po... 2-miesięcznej przerwie... Żal do siebie!...
Kadra skoczków narciarskich po rozbracie z jednym, z najbardziej eskalowanych współcześnie trenerów bardziej zyskała, niż straciła. Zmiany trenera w jakiejkolwiek dyscyplinie sportu, są potrzebne, bowiem ten "trend" jaki opracuje sobie dany przywódca, po pewnym czasie staje się zbyt monotonny, i nudny. Jak sami sportowcy w różnorakich wywiadach przyznawali, że decyzja była już znana podczas pamiętnego pierwszego piątku marca, gdzie "Złotousty" zdobył złoto Mistrzostw Świata w Seefeld. (Przed kilkoma dniami, przypomniałem sobie TEN wielki, zwariowany konkurs. Mam go na dysku!) Emocje w Planicy sięgnęły zenitu w niedzielne południe, gdy Stefan Horngacher potwierdził przypuszczenia niemieckich mediów, i to ON objął schedę po Wernerze Schusterze w kadrze niemieckiej.
Nie zapomnę, jak do Markusa Eisenbichlera podczas tych samych (tegorocznych) Mistrzostw Świata w Innsbrucku podszedł do Horngacher i szczerze pogratulował zdobytego złotego medalu. Kto wie, może już wtedy coś już wiedział? Możemy teraz gdybać, ale czyżby tamtejsza Federacja (DSV) powiedziała, czy też ogłosiła trenera przed zakończeniem sezonu? Pewnie w grupie ukochanej na FB "Trubadurzy..." zaroi się od komentarzy, jak to właściwie było. Piszcie, chętnie poczytam! Przyczynek do dyskusji podam zaraz, ale najpierw cytat... "Cóż, zanim zostałem trenerem reprezentacji Polski, pracowałem w niemieckiej federacji przez długie lata. W DSV zostałem wyszkolony jako trener, poszerzałem swoje kompetencje. Powrót był zawsze moim celem..." - z korespondencji we Wiśle zrobionej wynika, że co? Że praca w Polsce była poligonem doświadczalnym, że to był grunt?! Jak to rozumieć, sam nie wiem... Ale myślę, że chciał się po prostu wybić... Przykre...
Komentarze
Prześlij komentarz