Ne łatwy kąsek. Sytuacja w świecie skoków narciarskich.

Zanim zacznę opowieść o tym, jak jest u naszych Sąsiadów zza Odry, pragnę przypomnieć szczyt popularności Svena Hannawalda. Że nietypowo rozpoczynam artykuł, od "czterech liter" z tyłu?! Dziesiątki tysięcy kibiców wiwatowało na cześć triumfatora jubileuszowego 50. Turnieju Czterech Skoczni, w Bischofshofen. Przypomnę, że inna gwiazda NRD-owskich skoków, Helmut Recknagel, wygrywał trzy razy z rzędu Turniej, ale za każdym razem nie udawało się wygrać osiem serii. W poprzedniej epoce najbliżej tego był Yukio Kasaya, który w sezonie 1971-72 był najbliższy triumfu czterech lewych, ale Igrzyska Olimpijskie w Sapporo zmusiły go do opuszczenia Austrii, tym samym, pozbawiło tego cennego trofea. Trzy lewe wzięte przez Japończyka, a gdzie ten ostatni lewy? Nie ma, i nigdy nie było? W cieniu Samuraja był Polak, który na XI Igrzyskach Olimpijskich pokonał go o 0,1 punktu. Ale wszyscy znamy jak mantrę tę opowieść, tak, więc nie będę jej przypominał. Nadszedł wiek XXI i przełom roku 2001...